Nie tak dawno dzięki Ładne Bebe odkryliśmy cudowne miejsce na Dolnym Śląsku. Dom gościnny Kwieci w Górach Izerskich. Dla wielu pewnie zabrzmi to obco, ale jak wymienimy Karkonosze i Szklarską Porębę będzie o wiele łatwiej uświadomić sobie gdzie to magiczne miejsce leży.
Odkąd z Warszawy mamy genialne połączenie z Wrocławiem to dojazd tam nie stanowi większego problemu. Widoki po drodze nieziemskie, malutkie poniemieckie wsie i miasteczka, szczerze mówiąc człowiek miał ochotę co chwila stawać i wyciągać aparat. Jednak śpieszno nam było na miejsce.
Sam pensjonat jest położony w uroczej wsi – Kwieciszowice. W budynku kiedyś mieściła się szkoła, znajdziemy tam wiele elementów związanych z historią tego miejsca.
Jeśli macie wątpliwości czy to odpowiednie miejsce dla rodzin z dziećmi to zdecydowanie powiemy, że cieżko o odpowiedniejsze. Duży dwupoziomowy pokój zabaw, rewelacyjnie wyposażony. Na zewnątrz ogromna kryjówka w krzakach, hamaki, huśtawki. Ciężko było nam wyciągnąć dzieci w teren.
Z prognoz pogody wynikało, że jedynie piątek będziemy mieli ładny, więc nie bylibyśmy sobą żeby na pierwszy rzut nie wybrać „naturalnych” atrakcji. Fajnych szlaków jest tam ogrom, ale mieliśmy już niewiele czasu, a chcieliśmy też żeby dzieci miały frajdę. Wybraliśmy się więc na Stóg Izerski, na który wjechaliśmy kolejką gondolową. To już wielka atrakcja dla dzieci 😀 Na górze szybki obiad w schronisku, żurek i gołąbki i ruszyliśmy z polecenia chłopaków na Smrek. Trasa bardzo malownicza, dużo kamieni i korzeni na drodze (kolejny plus dla dzieci, chodzenie po wybrukowanym szklaku jest mało atrakcyjne), krzaki jagód już przebawione na pomarańczowo i czerwono. Pięknie! Ludzi o tej porze było niewiele. Niestety ostatnia kolejka odjeżdżała nam o 16.30, a tu trzeba jeszcze wrócić. Ja z dzieciakami zawróciliśmy jakieś 20 min przed szczytem Smreka, a Piotrek pobiegł na górę. Był tam za nas 😀 Trasa zdecydowanie warta spaceru, tylko pamietajmy, że pokonanie trasy, która dorosłemu zajmuje godzinę, dzieciom może zająć dwa razy tyle.
Zdążyliśmy i na kolejkę i na kolacje do Kwieci 🙂
Drugi dzień okazał się tylko pochmurny, deszcz miał pojawić się dopiero wieczorem. Po rewelacyjnym śniadaniu w Kwieci pojechaliśmy na targ lokalnych rolników, który odbywa się w Siedlecinie w bliskim sąsiedztwie zabytkowej wieży.
Na targu mnóstwo produktów, od warzyw i owoców, po kasze, mąki wypieki, różnego rodzaju sery, wędliny. My wróciliśmy z mąką z płaskurki (stara odmiana pszenicy, nie ruszona przez naukowców), mąką orkiszową, kaszą gryczaną ze Starej Kaszarni (sąsiedzi chłopaków z Kwieci), serem owczym i pysznymi rogalikami 😀 Szczerze mówiąc kupiłabym więcej gdyby nie to, że nie można było płacić kartą 😀
Dzieci bardzo chciały wejść do wieży. Do zobaczenia tam jest kilka poziomów, w tym malowidła ścienne, a z góry widok na okolicę.
Będąc w tych okolicach nie sposób nie zauważyć pałaców, które po drodze mijamy nawet co kilka kilometrów http://www.karpacz.net/
My poszliśmy za radą chłopaków z Kwieci i zobaczyliśmy trzy obiekty. Na pierwszy rzut zespół pałacowo parkowy w Łomnicy. Obeszliśmy go z każdej strony i nie mogliśmy nie zajrzeć do sklepu ze starociami, który znajduje się dosłownie po drugiej stronie ulicy. Nie mieliśmy szczęścia „Coś na mole” było zamknięte, ale drzwi obok uśmiechnęła się do nas Galeria St Antonio, z Tolą nie mogłyśmy się oderwać od oglądania tych wszystkich bibelotów.
Drugi był zamek w Karpnikach, mieści się tam hotel, dlatego obejrzeliśmy go po prostu z zewnątrz.
Ostatnim pałacem jaki mieliśmy w planie zobaczyć był pałac w Bukowcu. Zaczęło padać więc zrobiliśmy sobie krótki spacer. Dla chcących spędzić tam więcej czasu jest m.in. siedziba Fundacji Doliny Pałaców i Ogrodów, możecie zajrzeć na wystawę „Tajemniczy Las), jest też ogromny teren parkowy z licznymi stawami.
Przed kolejną atrakcją trochę zgłodnieliśmy, zajrzeliśmy do Aquakultury. Budynek robi wrażenie, nowoczesna stodoła, drewniana elewacja, nad stawami w otoczeniu wzgórz. Zamówiliśmy Czarnego Fishburgera i Czarne Pierogi z jesiotrem (specjalnością Aquakultury są właśnie ryby). Rewelacja, porcje tak duże, że ledwo wstaliśmy od stołu.
Najedzeni ruszyliśmy do Huty Szkła Kryształowego Julia. Niestety dotaraliśmy na tyle późno, że dzieciaki nie załapały się na warsztaty, a te wydają się bardzo fajne. My przyjrzeliśmy się kolejnym etapom powstawania kryształów w małej grupie z przewodnikiem. Największe wrażenie zrobiła oczywiście praca hutników, którzy przelewali do formy rozgrzaną do czerwoności masę, dowiedzieliśmy się też czym różni się szkło kryształowe od zwykłego (co zabawne Piotrek mnie o to pytał przed wejściem, myśleliśmy, że tylko grubością, a tu niespodzianka). Przyglądaliśmy się Pani, która wycinała te wszystkie wzory, które czynią kryształ wyjątkowym.
Wizyta w Hucie to idealna propozycja gdy na zewnątrz pada deszcz.
Nie można nie wspomnieć o jedzeniu w Kwieci. Mi najbardziej w pamięć zapadły desery i śniadania. Jaglana panna cotta z domowym musem malinowym, chałka z twarogiem wypiekana przez sąsiada i mój faworyt omlet podany na kiszonej kapuście polany miodem (niestandardowe połączenie, ale wierzcie doskonałe). Wiele dań przyrządzanych jest z produktów, które urosły w przydomowym ogródku.
Dzień wyjazdu chcieliśmy maksymalnie wykorzystać, już tym razem bez zabytków, tylko góry. Zależało mi, żeby dojście było w miarę bezproblemowe, ale widoki wyjątkowe. Pierwszy cel – wodospad Szklarki, bardzo komercyjny, właśnie przez to łatwe dojście, jednak wystarczy minąć wodospad i za chwile ludzi mijaliśmy niewielu. Nie wiemy jak jest w sezonie ale we wrześniu jest tu bardzo spokojnie.Dzieci cieszył każdy znaleziony muchomor, szczeliny skalne, korzenie. Wizyta zakończona oscypkiem z żurawiną z grilla 😀
Drugi cel był trochę off roadowy, skałki pod Babińcem. Nie prowadzi na nie żaden oficjalny szlak, ale znaleźliśmy informacje, że łatwo można na nie dojść od nieczynnej już stacji narciarskiej. Znajdują się pomiędzy Szklarską Porębą a Jakuszycami. Dzieci jednak straciły siły szybko, szczerze zwątpiłam, że będzie nam dane je zobaczyć, a bardzo zależało mi na tym. To typowe skałki dla tych terenów. Jagody, których było w bród na około nie pomogły, dopiero jak znalazłam prawdziwka dzieci dostały mocy, miały misje znaleźć kolejne 😀 I tak juz pełni entuzjazmu dotarliśmy na szczyt. Oj było warto.
Po tym weekendzie wiemy, że jeszcze nie raz wrócimy w Karkonosze. To doskonałe miejsce na wypad dziećmi, atrakcji jest nieskończona ilość.