Nie tak dawno razem z Ładne Bebe pojechaliśmy do Międzyzdrojów, a dokładniej do Hotelu Amber Vienna House, który ostatnio przeszedł gruntowny remont. Pyszne śniadania, baseny, masaż, dzieci czuły się jak w raju, w końcu my jak nie airbnb to camping 😀
Wyspa Wolin jest położona na zachodnim wybrzeżu, z Warszawy jest tam naprawdę daleko, stąd też nigdy nie wybieraliśmy jej za nasz cel.W jedną stronę jechaliśmy autostradą, w drugą już bardziej lokalnymi drogami i choć było zdecydowanie dłużej to widoki w trasie piękne.
Po pysznym śniadaniu ruszyliśmy do Centrum Wikingów i Słowian o którym słyszeliśmy sporo dobrego. Chociaż trochę z dystansem podchodzimy do różnych atrakcji tam było rewelacyjnie. Przede wszystkim dlatego, że dzieciaki mogą wszystkiego dotknąć, założyć hełm, pomachać mieczem, pozamiatać w chacie, wejść na strych po drabinie, usiąść przy domowym palenisku 😀 Są też zajęcia ze strzelania z łuku czy tkactwa.
Po obejrzeniu chyba wszystkiego dzieci wypatrzyły plac zabaw. Kolejna genialna sprawa, nie chcieli z niego wyjść, wizja plaży czy lodów nie była w stanie ich przekonać.
Na koniec trafiliśmy na tradycyjny wypiek jagodzianek, piec i Panie robiące je na miejscu. Nie do opisania 😀
Dla lubiących pamiątki, można sobie sprawić instrument czy rzeźbę strugane na miejscu (my wyszliśmy z jagodziankami;), można tez zjeść coś bardziej treściwego.
Przyjechaliśmy nad Bałtyk, a póki co widzieliśmy go tylko z balkonu. Czas na plaże. Wchodząc wejściem przy hotelu od razu udaliśmy się w stronę Wolińskiego Parku Narodowego, żeby zobaczyć słynne schody na Kawczą Górę. Niestety jak już wcześniej słyszeliśmy nieczynne, morze podmyło konstrukcję. Szkoda, ale na górę przejdziemy się innego dnia.
Po krótkim plażowaniu został nam czas na obiad. Szukając informacji gdzie zjeść ciągle przewijała się w opiniach restauracja Port. Budynek restauracji to odrestaurowana remiza ratownictwa brzegowego. Polecamy zupę rybną, pyszna. Ryby z frytkami też sobie nie odmówiliśmy.
Wieczorem zostało nam jeszcze troche czasu na relaks w basenie hotelowym.
Kolejny dzień zapowiadał się się intensywniej, na pierwszy ogień poszła Zagroda Żubrów. Z parkingu jest tam 1600m, potraktujmy to raczej jako spacer po lesie, zwierzęta w zagrodzie raczej poukrywane, więc dzieciaki były zawiedzione. Na mnie wrażenie zrobił bielik, nie pomyślałabym, że jest tak duży. Zwierzęta które są w zagrodzie to najczęściej rekonwalescenci, którzy po dojściu do zdrowia są wypuszczani na wolność.
Po południu zostaliśmy zaproszeni na degustacje nowego menu. Oj to były pyszności 😀
Chcieliśmy jeszcze tego dnia wejść na Gosań (przed wejściem jest parking, idzie się naprawdę przyjemnie) i zobaczyć jezioro Turkusowe (weszliśmy na Piaskową Górę, oprócz nas spotkaliśmy tylko jedną prę, ludzie raczej podziwiają jezioro z dołu od drugiej strony).
Potem już czekała nas tylko plaża do zachodu słońca, czyli to co dzieci lubią najbardziej.
Ostatni dzień był raczej leniwy, w końcu czekała nas siedmiogodzinna podróż do domu. Plaża przy hotelu, lekko zatłoczona, ale dzieciakom chyba to nie przeszkadzało. Wejście na Kawczą Górę i kawa w Kredensie, to dość przyjemna końcówka wyjazdu 🙂